• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Goniąc marzenia

Ten blog jest relacją z pewnej górskiej wyprawy. W polskich Sudetach jest 15 pasm górskich. Każde z nich ma oczywiście swój najwyższy szczyt. Ideą tej podróży jest zdobycie wszystkich tych szczytów 'samowystarczalnie' tzn. przy użyciu jedynie siły swoich mieśni. Mam tu na myśli nie tylko wejscia na szczyty ale również poruszanie się między pasmami. To daje jakieś 500km marszu w górskim terenie. Dodatkowym utrudnieniem będzie taszczenie całego 'domu' że sobą. Plecak i sprzęt biwakowy to jakieś 20kg dodatkowych atrakcji. Jest to bardzo wyczerpującą podróż i zapewne będzie pełna niespodzianek. W pewnym sensie stanowi ona alegorię życia. Chodźcie ze mną!!! Będzie mi łatwiej. Jeśli się zdecydujecie to w ciągu 3 tygodni poznacie polskie Sudety. Dowiecie się: Jak się przygotowywałem? Dlaczego zdecydowałem się na tę wyprawę? Co i kogo że sobą zabrałem? Kim jestem i kim chcę byc? Co było łatwe a co trudne? Po co prowadzę ten blog? Kto wie, może znajdziesz tu kawałek siebie?

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Dzień 14 - Powrót do Polski

Deszcz się na kałużach spienił, 

łzami rosi zboże.
Może się coś w końcu zmieni?
Może!

 

Dlaczego wczoraj zszedłem do Czech? Oczywiście tak było w planach. W ten sposób skracam drogę i zamiast 2 dni bez szczytu z KGP mam jeden. 

Postanowiłem dziś zaryzykować. Ponieważ wczorajsze prognozy zapowiadały opady w godz. 9-11 (po południu oczywiście też) postanowiłem się wyspać i wyjść po 'pierwszym deszczu'. Pobudka o 8 i obserwacja nieba i prognoz. Te bez zmian: 9-11, 14, 17, 21. To godziny z deszczem. Sporo tego.
Buty, skarpety i softshell oczywiście nie wyschły. Reszta w miarę. Czekam do 9.45. Nadal nie pada. Ruszam w drogę.
Dziś zaczynam czerwonym szlakiem 4,5km płasko. Gubię się kilkukrotnie na łąkach, w tym raz poważnie z powodu błędu na mapie i słabych oznaczeń. Przed 11 zaczynam 600m podejście na odcinku 5,5 km. Idzie nieźle. Niestety. O 11.30 zaczyna padać. Po chwili leje. Softshell mam mokry, zresztą wczoraj na takim deszczu się nie sprawdził. Pozostaje przeciwdeszczówka, w której zaparzyłem się wchodząc w deszczu do schroniska Śnieżnik. Dziś jej nie ubieram tylko narzucam na głowę i ramiona. Jest znacznie lepiej.
Fragment około 1km szlaku idzie bardzo stromym, kamiennym podejściem, którym dziś płynie strumień. Do tej pory świetnie spisująca się podeszwa w moich Salomonach - dziś zawodzi (wcześniej w necie czytałem, że na ślkskim kamieniu Vibram bije na głowę Contagrip) - ślizgam się niemiłosiernie. W końcu zaliczam pierwszy (i na szczęście jak dotąd jedyny) upadek. Padam jak kłoda barkiem na kamienie. Cierpi jeszcze łydka i jedna z dłoni. Głowa cała. Powoli wstaję i z maksymalnie już wzmożoną ostrożnością w ślimaczym tempie posuwam się do przodu. Na zmianę leje i strasznie leje.
Około 13 wreszcie docieram na szczyt. Powoli przestaje padać.
Bardzo bałem się zejścia, ale okazuje się mniej strome i kamieniste niż podejście. I nie pada. Mogę bardziej skupić się na podziwianiu piękna czeskich Sudetów. Szlaki są tu zadbane, dobrze oznaczone, często z 'atrakcjami'.

 

Do tego bardzo często trafiają się zagospodarowane źródełka, które ratują dziś życie, bo wyszedłem z zaledwie 2l wody.

 

Zielony szlak doprowadza do miejscowości Jesenik chwilę po 14. Tam robię przerwę na obiad (kanapki). I co? Zaczyna padać. Wygląda na to, że prognozy się sprawdzają. W pośpiechu ruszam. Na szczęście tym razem nie leje. Pada umiarkowanie pół godziny a później się przejaśnia.
Na żółtym szlaku spotykam prace przy wycince drzew. W Polsce w takich sytuacjach szlak jest zamykany, czego byłem już tu świadkiem.

 

Na szczęście Czesi nie są tak wyczuleni, pan z koparki na chwilę przestaje i przeskakując po kłodach idę dalej.
Im bliżej Polski tym lepsza pogoda.
Witam słońce z otwartymi ramionami.

 

O 18 przekraczam granicę. Robię przerwę na jedzenie i.... zaczyna padać. Na szczęście bardzo przelotnie. Około 18.45 docieram do Podlesia. Stwierdzam, że nie ma sensu iść do Głuchołazów, bo jutro i tak tędy wracam, a sklep mi w zasadzie niepotrzebny (poza wodą, ale coś wymyślę). Rozbijam się totalnie na dziksa. W końcu to zielona noc. Kto wie co się jeszcze wydarzy?
Jutro stawiam kropkę nad i.
Trzymajcie kciuki!
It's the final countdown!

14 lipca 2019   Komentarze (1)
Gfcexc
14 lipca 2019 o 22:40
Czapki z głów!!!

Dodaj komentarz

Natenczas | Blogi