• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Goniąc marzenia

Ten blog jest relacją z pewnej górskiej wyprawy. W polskich Sudetach jest 15 pasm górskich. Każde z nich ma oczywiście swój najwyższy szczyt. Ideą tej podróży jest zdobycie wszystkich tych szczytów 'samowystarczalnie' tzn. przy użyciu jedynie siły swoich mieśni. Mam tu na myśli nie tylko wejscia na szczyty ale również poruszanie się między pasmami. To daje jakieś 500km marszu w górskim terenie. Dodatkowym utrudnieniem będzie taszczenie całego 'domu' że sobą. Plecak i sprzęt biwakowy to jakieś 20kg dodatkowych atrakcji. Jest to bardzo wyczerpującą podróż i zapewne będzie pełna niespodzianek. W pewnym sensie stanowi ona alegorię życia. Chodźcie ze mną!!! Będzie mi łatwiej. Jeśli się zdecydujecie to w ciągu 3 tygodni poznacie polskie Sudety. Dowiecie się: Jak się przygotowywałem? Dlaczego zdecydowałem się na tę wyprawę? Co i kogo że sobą zabrałem? Kim jestem i kim chcę byc? Co było łatwe a co trudne? Po co prowadzę ten blog? Kto wie, może znajdziesz tu kawałek siebie?

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Dzień 7 - Góry Sowie

 

Dziś kolejny z klasycznych cytatów poezji śpiewanej :

Poka, Poka Sowę (przepraszam ale cały dzień dziś jakoś dziwnie za mną chodziło 😂😂😂) 

 

Jak widzicie humor dopisuje, a to może oznaczać tylko jedno. Chyba mocno ściskacie za mnie kciuki bo dziś rano prawa noga miała się lepiej. Nie kulałem na płaskim, a to zapowiadało spoko dzień. 

Na pewno swoje zrobiło kolejne nocowanie w Spa, czyli nie pod namiotem. Bardzo chciałem sprawdzić czy za szafą mojego pokoju znajduje się Narnia czy może inna kraina, ale niestety zabrakło mi czasu na eksplorację. 

 

 

 

Wychodzę o 8. Dziś szlak od samego początku uroczy. Na początku żółtym a następnie zielonym. Doszedłem do miejsca, które na chwilę kazało mi zwątpić w słuszność obranej drogi. 

 

 

 

Słyszałem kiedyś, że strach ma wielkie oczy. 'Zapewne musi też mieć wielką mosznę' - pomyślałem. Ale nie dam się zastraszyć. Idę po swoje. 

Czerwonym szlakiem dochodzę na Wielką Sowę około 12.30, zaliczając wcześniej obiad w schronisku Sowa (dziś po trasie brak wiosek a nie sposób zabrać jedzenia i picia na cały dzień - średnio wypijam 7-10 litrów wody dziennie). Trochę boję się zejścia. Modyfikuję trasę na bieżąco w taki sposób aby nie schodzić stromo. Przez co się ona wydłuża. 

 W zamian otrzymuję kilka kapitalnych punktów widokowych. Jest cudownie. Nogi prawie ok, pogoda fantastyczna a szlak przecudowny. Zdecydowanie numer 1 cajej wyprawy jak dotąd. Schodzę więc czerwonym, następnie żółtym i znów czerwonym do schroniska Zygmuntówka. Tam porcja fasoli po bretońsku i 2 wody na drogę. Schodzimy. Niestety nie do Nowej Rudy (nie ma tam sensownych noclegów jak się okazuje) a do pobliskiej wsi Wolibórz (niebieski, czerwony, asfalt).

Na czerwonym spotykam mega ekipę. Chłopaki namawiają mnie na nocleg z nimi (dziko przy szlaku) i są przy tym tak zaje... ści, że gdyby niemożność wykonania planu na kolejny dzień z pewnością bym tam został. A tak. No cóż. Wypijam grzecznie czym częstują i ruszam dalej

 

 

W Woliborzu łapię spoko pole napiotowe i szykuję się do spania. Dziś nóżki popracowały solidnie. Znów maraton pokonany. 

 

 

 

Co z jutrem? Zakładałem dzień wolny, ale dziś była taka frajda, że kto wie? Może powalczę? 

06 lipca 2019   Komentarze (1)
Gocha
07 lipca 2019 o 00:50
Podziwiam, zazdroszczę i trzymam kciuki. Jesteś wielki

Dodaj komentarz

Natenczas | Blogi