Po co Ci to?
W baśniach śpią prawdziwe dzieje,
woda życia nie istnieje,
ale zawsze warto po nią iść.
Pomysł zrodził się dokładnie 3 lata temu. Sytuacja zawodowa tak się potoczyła, że zanosiło się wiele miesięcy wolnego i pomyślałem że warto to wykorzystać.
Dodatkowo był to czas w którym potrzebowałem zrobić 'remanent' w głowie. Wchodzę z założenia, że tym co trzyma człowieka w kupie jest światopogląd (w najszerszym znaczeniu). Co jakiś czas trzeba sobie wszystko na nowo poukładać i ewentualnie przewartościować. Potrzebowałem do tego samotności. Okazja była idealna.
Należę do osób, które nieustannie od siebie wymagają. Cały czas staram się rozwijać. Uwielbiam rywalizację (stąd pewnie zamiłowanie do sportu) . Ryawlizuję w każdym aspekcie (poza pracą - tam uważam to za destrukcyjne) i z każdym. Najbardziej jednak sam ze sobą. Stawiam sobie cele i nawet zdarza mi się je osiągnąć. Wtedy poprzeczka idzie wyżej. I jeszcze. I jeszcze.
Ta wyprawa miała być takim wyzwaniem dla ciała (a być może i ducha - jeśli będzie ciężko). Otrzymała roboczo tytuł 'Pokonać siebie'. Pierwotnie zaplanowałem 2 części wycieczki (po około 3 tygodnie każda) - część Sudecka i część Karpacka. Chciałem wejść na 25 spośród 28 szczytów należących do Korony Gór Polskich (pominąłem masyw Ślęży, Bieszczady i Góry Świętokrzyskie - z racji ich dużego oddalenia od innych pasm) poruszając się wyłącznie na własnych nogach. Nie miałem praktycznie limitu czasowego.
Od powstania planu do planowanego wyjazdu był zaledwie miesiąc. Nie zdążyłem poinformować o swoich planach zbyt wielu osób, ale reakcja zdecydowanej większości tych którzy słyszeli o pomyśle była zawsze taka sama:
-Po co ci to? Nie rozumiem.
-W namiocie? Nie boisz się?
-A co jeśli (i tu można sobie wpisać jakąś hipoteczną nieprzyjemną sytuację).
Aż zacząłem się zastanawiać. Może ja naprawdę jestem jakiś porąbany, że mnie to kręci? Dziś wiem, że po prostu rozmawiałem nie z tymi co trzeba.
Wszystko było gotowe (oprócz mnie fizycznie - teraz to wiem) gdy dzień przed wyjazdem sytuacja zmieniła się o 180 stopni i musiałem wrócić do pracy. Zawód był ogromny, ale marzenia pozostały.
Szczęśliwie w tym roku pojawiły się sprzyjające okoliczności by zrobić 'drugie podejście'. Co prawda nie mogę pozwolić sobie na obie części (wybieram więc dłuższą, z 15 szczytami), ale kto wie? Może kiedyś? Decyzja zapadła już w kwietniu, więc tym razem solidnie przygotowałem się fizycznie (o czym innym razem). W miarę upływu czasu dzieliłem się pomysłem z kolejnymi osobami. I tu oprócz wielu głosów podobnych do tych sprzed 3 lat najczęściej słyszę hasło :
-też bym tak chciał(a)
Może więc nie jestem kompletnie nienormalny?
Niesprzyjajacą okolicznością tego terminu jest fakt iż aktulnie nie mam potrzeby dłuższej samotności. Kto wie jednak, może właśnie ona rzuci nowe światło na jakieś sprawy?
Wieczorem relacja z najtrudniejszego dnia całej wyprawy!!!! Zapraszam!!!
Dodaj komentarz