Dzień 3 - Rudawy Janowickie
Dostałem mundur, broń, do szafki kluczyk.
Dowódca baczność, spocznij mnie nauczył.
Gdy każą idę, gdy nie każą leżę.
Jak dobrze być żołnierzem, żołnierzem
Siadajcie wygodnie bo mam dla Was prawdziwą petardę.
Udało się przespać zaledwie 6 godzin. Zdecydowanie za mało jak na wczorajsze wyczyny. Pobudka o 7.00. Start z pola o 9.15. Pierwsze kilometry bardzo trudne, czuć zmęczenie dniem wczorajszym, Słońce daje się we znaki i apteczka poszła w ruch bo na stopach pojawiły się pierwsze pęcherze.
Przemieszczamy się z Karpacza do Kowar szlakiem zielonym a następnie żółtym. Szlak niezbyt urokliwy, ale na szczęście po godzinie zalesiony i słońce przestało być problemem.
Z Kowar zielonym szlakiem - równie brzydkim przez pierwszą godzinę. Następnie szlak nareszcie skręca w las, zaczyna być dość stromy, ale wreszcie urokliwy. Dalsza część trasy jest naprawdę fajna, a szlaki o zróżnicowanym charakterze, więc nie ma monotonii. Siły powoli wracają. Gdyby każdy dzień wyprawy był tak wymagający jak dzisiejszy to nie obawiałbym się o jej powodzenie.
Około 14. 30 docieramyna Skalnik szlakiem niebieskim. Szczyt zupełnie niczym się nie wyróżnia. Kto by pomyślał, że największe atrakcje dopiero przed nami. Kontynuujemy szlak niebieski przez Wołek, odbijam na czarny mijając ciekawe formacje skalne i zaskakująco dobrze zachowane pozostałości zamku Bolczów.
Zielonym schodzimy do Janowic Wielkich. I tu zaczyna się zabawa. Wiem, że nie ma tu pola namiotowego a pensjonat nie wchodzi w grę. Rozglądam się trochę. Jest działka na sprzedaż. Telefon do właściciela i załatwione. Można się rozbijać. Trzeba jeszcze tylko się umyć. Na szczęście jest rzeka.
I gdy człowiek liczy, że to koniec przygód na dziś, wracając z kąpieli łapie nas oberwanie chmury z deszczem i gradem.
Także dziś moc wrażeń. Podobne przygody mogą nas czekać również w kolejnych miejscowościach, bo tam też nie zanosi się na pola namiotowe.
Na koniec tradycyjnie bilans dnia:
Do usłyszenia jutro!!!!