Dzień 9 - Góry Bardzkie
I już się modlę do spadających gwiazd
Bo mi brakuje ciepła twych rozchylonych warg
I tylko nie wiem czy mi starczy sił
No. To pobudka o 6, żeby jak najszybciej opuścić to masakrycznie miejsce noclegowe. Noc słabo przespana, bo obok pola tory i pociągi budziły co godzinę - dwie.
O 7.30 wyruszam. Pole znajduje się w dużej niecce więc na dzień dobry ostre podejście. Tuż przed 8 ruszam na szlak w Bardzie. Niebieskim, urokliwym szlakiem wzdłuż stacji drogi krzyżowej wspinamy się na Kalwarię. Co ciekawe przez trasę przebiegają dwie niezależne drogi krzyżowe, jedna z bardziej subtelnymi i mniej rozstrzelonymi stacjami a druga bardzo okazała i dłuższa. Robi to wrażenie. Dłuższa ciągnie się przez ponad 2km i pokonuje prawie 300m dość stromego przewyższenia. Można się zmęczyć.
Po drodze krzyżowej szlak się prawie wypłaszcza i bardzo delikatnie prowadzi nas do rozdroża pod Kłodzką Górą.
Stamtąd w 5 minut docieram żółtym na szczyt i dalej powoli kieruję się w stronę Kłodzka. Szlak nadal bardzo fajny, oferuje co jakiś zaś piękne widoki. Nie jest bardzo stromy więc schodzi mi się wygodnie.
W oddali słuchać huki, coś jak z broni palnej. Po pewnym czasie docieram nieopodal wycinki drzew. Ogromne świerki padają na ziemię powodując jej drżenie. Pachnie świętami.
Gdy jestem już blisko Kłodzka staje się coś niespodziewanego. Napotykam oddział około 50 żołnierzy w mundurach oraz barwach maskujących, z pełnym uzbrojeniem - w tym z karabinami. Pierwszy raz podczas wyjazdu autentycznie się boję. Nie znam prawa w tym zakresie i nie wiem co mogą mi zrobić - zarówno legalnie jak i 'przez przypadek'. Dwaj żołnierze idący z przodu są równie zdziwieni co ja.
- Dzień dobry. Mam nadzieję że panowie nie będą do mnie strzelać
Nic nie odpowiadają. Po chwili przychodzi dowódca.
- Dzień dobry - zwraca się do mnie. I zaraz do żołnierzy:
- I co? Nie wiecie co robić? Cywil. Przepuścić
Przechodzę więc środkiem - pomiędzy każdą z par żołnierzy. Mimo wszystko jestem tak zaaferowany, że gubię szlak i orientuję się dopiero po 300m.
Po zejściu do Kłodzka korzystam z dobrodziejstw cywilizacji i ogarniam bankomat, aptekę (kolejna porcja plastrów), bar mleczny i sklep. Brakuje mi jeszcze kantoru, ale może gdzieś poźniej natrafię. Na tym kończy się 25 fajnych kilometrów dzisiejszego dnia. Droga do Polanicy to 15km asfaltem. Pierwsze 3 spoko, bo jeszcze przez Kłodzko. Jest chodnik. Później już masakra. Nie dość że stopy cierpią po tak długim spacerze to jeszcze co chwila przy przejeżdzającym aucie wskakuję w krzaki bo nie ma pobocza. I tak przez jakieś 9km. Z czego prawie 8 to chyba najdłuższa wieś w Polsce - Stary Wielisław. Ciągnie się i ciągnie w nieskończoność. Nikt, kto dziś ze mną nie szedł nie zrozumie mojej radości gdy zobaczyłem to:
Na pole namiotowe w Polanicy Zdrój docieram o 18.30. Pole bardzo fajne. Jestem mega zmęczony ale równie szczęśliwy. Jutro już na pewno dzień odpoczynku. Zasłużyłem, zwłaszcza, że dziś padł rekord:
W nagrodę pozwalam sobie na piwko pod rozgwieżdżonym niebem. Pojutrze czeka mnie najdłuższa trasa podczas całej wyprawy. Może oscylować koło 50km.
Śpijcie dobrze.