Dzień 6 - Góry Kamienne
Nie dorosłem do swych lat
Masz mnie za nic, dobrześ zgadł
Jak tak można? - pytam was
Tyle lat marnować czas
Nauczyłem w życiu się
Paru rzeczy - wszystkich źle
Ale moją dróżką idź
Gdy się już nie daje żyć
Pobudka o 7. W drogę ruszam chwilę po 8. Lewa noga dobrze zniosła wczorajszą wyprawę. Ból jest porównywalny. Gorzej z prawą nogą. Wyraźnie utykam. I to nie tylko na zejściu ale też na płaskim. Ale co zrobić - o marzenia trzeba walczyć.
W Boguszowie wbijam się na czarny szlak, który w Unisławiu Śląskim zmieniamy na zielony. Dochodzimy do Sokołowska. I w zasadzie o tym fragmencie drogi tyle. Nic ciekawego. W Sokołowsku drugie śniadanie w doborowym towarzystwie:
uzupełniam prowiant i ruszam. Nareszcie zielony szlak ładnieje i doprowadza mnie do podnóża Waligóry. Tam spotykam dwie Dominiki, które towarzyszą mi w niedoli wdrapywania się na Waligórę szlakiem żółtym:
W górach zawsze spotykasz pozytywnych ludzi.
Dosłownie niedoli. Szlak jest baaardzo stromy. Do góry nie przeszkadza, ale ja już myślę o zejściu. Na moje stopy jak znalazł.
Po zejściu chwilą przerwy w schronisku "Andrzejówka". Ponieważ mój blog ma tysiące fanów na całym świecie 😂 więc oczywiste jest to, że niektórzy starają mi się pomóc - w miarę możliwości. Jeden z nich zwraca mi uwagę, że w kontekście jutrzejszego dnia bardziej opłaca mi się zejść do Głuszycy, a nie zgodnie z planem - do Jedliny Zdrój. Tak też robię - biorąc pod uwagę stan moich stóp. Po drodze wchodzę jeszcze na Jeleniec i punkt widokowy w ruinach zamku Rogowiec. To był błąd. Na zejściach moje stopy płaczą. Drogę z Waligóry do Głuszycy pokonuję w 4,5h zamiast 3h. Ale docieram. Jestem już tak zbolały, że w knajpie, w której się stołuję dostaję cześć na koszt firmy. To znaczy że muszę wyglądać strasznie.
Co z jutrem? Idę, choćbym miał skakać na jednej nodze. Pojutrze wstępnie planuję odpoczynek