Dzień 11 - Góry Orlickie
I byle prędzej, byle dalej,
Wczepieni w burty potrzaskane
Nim ciało całkiem się zanurzy
W ciszę bezdenną lat.
Wychodzimy na szlak o 8.15. Jakie to cudowne uczucie, gdy (prawie) nic cię nie boli. Czuję się niemal jak pierwszego dnia. Powiedzieć że idę to za mało. Mknę.
I nie ma znaczenia, że zielony szlak prowadzący do Zieleńca jest po prostu brzydki. Liczy się to, że wreszcie idę.
Około 11 definitywnie żegnam Viksa i ruszam w kierunku Orlicy.
Na szczyt docieram ok. 13.20 a zielony szlak tam wiodący nadal niewiele oferuje. Nie mamy też tu stromych podejść. Z Orlicy schodzimy szlakiem czerwonym na stronę czeską. W schronisku Masarykova Chata robimy przerwę regeneracyjną i zaopatrujemy się w 2 litry wody mineralnej za 28zł (tak tak, to nie pomyłka). Za to widok niczego sobie.
Dalej schodzimy szlakiem żółtym, który - po przejściu części asfaltowej - oferuje berdzo piękne krajobrazy. Na samym początku to wręcz bajkowy, bardzo gesty las z ogromnych świerków. Drzewa są tak wysokie i gęsto rosną, że mimo wczesnej pory jest tam niemal zupełnie ciemno. Później robi się mniej mroczno, ale bardzo uroczo.
Niebieskim szlakiem przed 17 dochodzimy do wsi Lasówka, gdzie planowany był dzisiejszy nocleg. Jest tu mnóstwo świetnych miejsc do biwakowania 'na dziko', ale przydałby się sanitariat. Sił jest jeszcze dużo i nogi niosą, więc postanawiam iść 9km dalej do schroniska Jagodna w miejscowości Spalona. To był strzał w dziesiątkę. Super miejsce i bardzo tani nocleg pod namiotem. Spotykam też kilka bardzo ciekawych osób.
Kolację jem w miłym towarzystwie
Dziś też wykręciłem całkiem przyzwoite liczby i to w świetnym czasie. Po raz pierwszy podczas tej wyprawy zszedłem poniżej tempa mapowego (zyskałem ponad godzinę). Zapewne przyczynił się do tego niezbyt wymagający szlak, ale najważniejsze, że stopy już nie bolą.
Do usłyszenia jutro!