Ani ja, ani Ty, nikt na świecie,
nie uderza tak mocno jak życie.
Ale nie o to chodzi jak mocno bijesz.
Chodzi o to ile ciosów jesteś w stanie przyjąć i iść do przodu.
Tak powstaje zwycięstwo.
Praktycznie co roku jestem w górach. Czasem 2 razy w roku. Zdarzyło mi się wielokrotnie pokonywać długie trasy w czasie o połowę krótszym niż tempo na mapie, nie raz robiłem trasy po 25-30km, wyliczanie na 11h marszu, z sumą przewyższeń ponad 1500m. Ale to wszystko z plecakiem wiążącym ok. 5kg i z reguły po takim dniu następował dzień 'lajtowy'. Chodziłem również z 'ciężkim' plecakiem, jednak najczęściej było to około 50km rozłożone na 3 dni, później kilka dni biwak i powrót.
Jeśli komuś się wydaje że ten wypad to będzie odskocznią od codzienności, podczas której porozmyślam sobie w plenerze, poznam ciekawych ludzi na polu namiotowym przy piwku i gitarce, pospaceruję sobie po górach to jest w błędzie. Plan na ten wyjazd jest nieporównywalnie trudniejszy. 16 dni bardzo intensywnego marszu z ciężkim plecakiem. Średnio ponad 31km, 9,5h i 1100m przewyższeń. I co najgorsze - max 4 dni odpoczynku w międzyczasie. To będzie ciężka walka.
Przy takich założeniach każdy detal ma znaczenie. Liczy się wszystko co zrobię podczas tej wyprawy, ale również wszystko to co robiłem kilka miesięcy wcześniej.
Zawsze było mi blisko do sportu. Oczywiście - żeby nie było za łatwo - wybierałem te dyscypliny do których nie byłem genetycznie predysponowany. Bo jaka to frajda dla kogoś mojej postury być dobrym dżokejem czy skoczkiem narciarskim? Znacznie bardziej satysfakcjonujace jest być dobrym koszykarzem czy siatkatrzem. Po chwili fascynacji pierwszą, poświęciłem swoje sportowe życie tej drugiej dyscyplinie. Nie wiem czy jestem dobry. Ale ciągle nad sobą pracuję. Właśnie za sprawą 20lat czynnego uprawiania sportu - nie obawiam się o swoją kondycję podczas wyprawy.
Cztery lata temu postanowiłem powalczyć z jednym ze swoich kompleksów. Zawsze miałem posturę bardziej chłopca niż mężczyzny. Postanowiłem to zmienić. Jakżeby inaczej - nie zrobiłem tego w wieku 20 lat, kiedy w moim ciele krążyło więcej testosteronu niż krwi, tylko 15 lat później - żeby nie było za łatwo. Była to trudna walka. Chyba nic w życiu nie nauczyło mnie tak cierpliwości. Dość restrykcyjna dieta, regularne treningi i baaarrrrdzo powolne efekty. Mam jednak wrażenie że powoli zaczynam wygrywać:
Ja obecnie i 3,5 roku temu.
Piszę o tej przemianie w tym miejscu bo jestem pewien, że bez niej mój kręgosłup odmówił mi posłuszeństwa już po pierwszym dniu wyprawy (odmawiał nie raz bez plecaka a co dopiero z nim). Mam nadzieję że wzmocnienie mięśni stabilizujacych postawę pozwoli mi wnieść to cholerstwo wszędzie tam gdzie sobie zaplanowałem. Ale pewności nie ma. Kręgosłup zaliczam do grona potencjalnie niebezpiecznych dla powodzenia wyprawy elementów.
Innym punktem budzącym obawy są kolana. Wielokrotnie zdarzyło mi się je przeciążyć w górach co skutkowało minimum 2 dniami przymusowego odpoczynku. Jak je chronić? Oczywiście wzmacniając mięśnie które je stabilizują. Robiłem to na kilka sposobów:
-ćwiczenia siłowe
-wędrówki z 'pełnym plecakiem' w terenie zbliżonym do górskiego (tu bardzo pomocne - wielkie odkrycie okresu przygotowań - Bażantarnia Elbląg, Szlak niebieski)
- marszobiegi z plecakiem 8kg (2minuty bieg, minuta marsz) z bulwaru czyżykowskiego na drugą stronę mostu Knybawskiego (nigdy nie mierzylem dystansu, myślę że około 3,5km) tam na schodach mostu (52 stopnie, około 8m przewyższenia) robiłem 4 serie, każda złożona z 5-6 interwałów, każdy interwał to 3 wbiegniecia/zbiegnięcia i 1 wejscie/zejście. Łącznie jakieś 90 razy w górę i w dół. Następnie powrót na bulwar. Łączny Dystans to koło 16km, z czego 60% biegiem i przewyższenia około 700m.
Moje 'schody przeznaczenia 😂'
Czy to wystarczy żeby uchronić kolana? Zobaczymy. Ważny na pewno będzie rozsądek na szlaku. Nieforsowanie tempa, ostrożność na zejsciach i podejsciach (krótkie kroki =małe obciążenia), i najważniejsze - systematyczne nawadnianie. Dla regeneracji mięśni kluczowy będzie odpowiedni sen (8h absolutne minimum), automasaż i małe piwko na 'zakwasy' przed zaśnięciem (naprawdę małe, 0,3l).
Ostatnią obawą jest kondycja stóp. Boję się odparzeń, obtarć, odcisków i pęcherzy oraz przeciążenia achillesów. Starałem się zaopatrzyć odpowiednio w aptece (talk, różne plastry w tym tzw. sztuczna skóra).
Czy jestem gotowy? To się okaże. Oczywiście cel jest jasny, ale jeśli uda mi się przejść np. 12 z zaplanowanych 16 dni też nie będę narzekał.
Trzymajcie kciuki!!!!